niedziela, 13 grudnia 2015

O planowaniu...

Zawsze kiedy rozpoczyna się nowy rok, kupuję sobie kalendarz... oczywiście zamierzeniem jest planowanie różnych operacji, ustalanie celów, wsparcie przy ich realizacji, wpisywanie spotkań, etc. Dziwnym trafem kalendarz około marca zwykle ginie... i znajduję go w grudniu. Oczywiście jest pusty w środku.
Planowanie jest jednak czynnością, którą wykonuję raczej często i zwykle odbywa się na luźnych kartkach, które wszędzie się pałętają i tak na dobrą sprawę często bardziej mi przeszkadzają niż pomagają.

Teraz jednak nadszedł moment przełomowy... może to koniec roku tak mnie nastraja? Okazuje się, że mam kłopot z ustalaniem sobie celów. Ustalam coś, zaangażowanie trwa nie dłużej niż tydzień, po czym cel okazuje się nieciekawy. Zwykle wynika to z faktu, że dojście do niego jest tak odległe, że przestaje być marchewką, albo jest na tyle trudny, że próby jego realizacji stają się dla mnie męczarnią.

Dzisiaj tak mocno uświadomiłam sobie brak celu, że zrobiło mi się wręcz nieswojo, kiedy przyznałam, że moje obecne działania raczej są wykonywane po to, aby coś robić, aniżeli po to, aby coś osiągnąć. Tyczy się to w dużej mierze mojej "kariery" sportowej, jednak jakby przyjrzeć się dokładniej jest związane poniekąd także z karierą zawodową.

Mówiąc, że nastraja mnie koniec roku mam na myśli fakt, że prawdopodobnie za niecały miesiąc podliczę obecne osiągnięcia, porównam je z zeszłorocznymi i ustalę działania na kolejne miesiące (na kolejny rok), postawie przed sobą cele dotyczące ilości przejść w skałach, osiąganych rezultatów i prawdopodobnie także cele związane z treningiem i dietą. Tymczasem teraz... teraz czuję się wyczerpana wszystkim. Jest to taki ciekawy przełom, który pozwala na lekkie lenistwo. Skupiam się na cieszeniu się z życia bardziej niż na realizacji założeń i zadań. Świąteczny urlop spędzę w ukochanym Finale Ligure na wspinaniu i chyba jest to co roku ostatni wyrzut energii, a jednocześnie taka dawka odpoczynku i szczęścia, z której mogę później czerpać przez cały rok.

Cóż więc z planowaniem? W styczniu nie kupię kalendarza. Pozostanę przy zeszycie treningowym, który założyłam niedawno. A teraz, w grudniu, pozwolę sobie na cudowne lenistwo i wyciąganie z życia wszystkiego co najlepsze :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz