Oglądam świat z różnych punktów widzenia. Przez pryzmat moich przyjaciół, znajomych, rodziny, klientów. Często słyszę takie głosy - "eh, jakbym miała więcej pieniędzy, to kupiłabym sobie lepszy telewizor", "jakbym miała pieniądze to poszłabym do dietetyczki, niech coś zrobi z tym moim tłuszczem", "kupiłbym nowy stolik", "jadłbym w restauracjach", "chodziłbym na siłownię", etc. ...
Patrzę na te oczekiwania, żądania, marzenia i widzę, że ich "właściciele" wracają do domu, siadają przed swoim starym telewizorem lub laptopem, włączają ulubiony serial lub portal społecznościowy i w najlepsze oddają się "nicnierobieniu"...
Czy to możliwe, że gdyby mieli więcej pieniędzy nagle zaczęliby się odchudzać, chodzić na siłownię lub do restauracji? Czy to możliwe, że tylko dlatego, że mają mało pieniędzy są mało aktywni i spędzają czas w domu?
A co by było jakby nie było restauracji? Siłowni? Kin? Dietetyków? Czy wtedy też siedzieliby w domu? Otóż wygląda na to, że tak! Po prostu wtedy zamiast braku pieniędzy przeszkadzałby im brak dostępu do rozrywek.
A co by się stało jakby spróbować popatrzeć na świat ze zgoła odmiennej perspektywy - z takiej, w której większość rzeczy jesteśmy w stanie zapewnić sobie sami (mając dostęp do mediów, wiedzy i innych ludzi)?
Restauracja? Właściwie czym różni się od świetnie podanego dania przez nas samych? A siłownia? Czy nie można zapewnić sobie treningu wykorzystując to co mamy dostępne? Barierki, drzewa, płoty, trzepaki.
No dobra, pomyślicie - racja, ale stolika sobie sam nie zrobię, ani telewizora! Tak, to prawda (no może z tym stolikiem bym się kłóciła). Tylko czy telewizor to coś niezbędnego do życia? Przy założeniu, że każdy z nas ma telefon z dostępem do internetu, więc ma stały dostęp do mediów. Czy nie można wolnego czasu spędzić np. z książką albo na spacerze? Nie mówiąc już o zwyczajnych spotkaniach towarzyskich (na których się rozmawia, a nie ogląda zdjęcia w swoich telefonach).
Ostatnio postanowiłam w dużej mierze zrezygnować z dóbr "zbędnych". Co z tego wyniknęło? Zaczęłam więcej przebywać na powietrzu (zamiast na siłownię idę do pobliskiego parku, mimo tego, że jest zimno), więcej rozmawiać z ludźmi (zamiast siedzieć przed portalem społecznościowym po prostu spotykam się z ludźmi), więcej robić samemu (chcę odżywiać się zdrowo - sama ułożę sobie dietę, poczytam, nauczę się, a potem zobaczę jak reaguję na nią mój organizm).
Kiedy patrzę teraz na swoje życie widzę, że jest zdecydowanie bardziej aktywne. Jest wiele rzeczy, których się uczę. Kiedy przychodzi mi do głowy skorzystanie z jakiejś usługi najpierw sprawdzam, czy nie jestem w stanie sama sobie jej zapewnić i, o dziwo, w wielu przypadkach okazuje się, że tak.
Co to oznacza? Czy posiadanie pieniędzy i wygód ma nas doprowadzić do stanu, w którym samodzielnie nie będziemy w stanie poradzić sobie z najprostszymi rzeczami?